niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 21

Ciągle myślę o tym co widziałam w tamten wieczór, gdy staliśmy z Louisem przed moim domem. Byłam wściekła widząc mojego najlepszego przyjaciela w towarzystwie jakiejś obcej i w ogóle nieznanej mi dziewczyny. Zastanawiałam się skąd on ją wytrzasnął i próbowałam nawet przypomnieć sobie, czy może skądś ją znam, ale za żadne skarby nie mogłam.
Frustrowała mnie ta cała sprawa i nie tylko ta. Louis przez ostatnie dwa dni zachowywał się wobec mnie tak dziwnie chłodno, jakby chciał dać mi znak że już się mną nie interesuje. Jakby chciał się ode mnie odciąć, ale ja wiedziałam swoje. Brzydził się mną, przez to co przeszłam kilka lat temu. Widziałam jaki byś zniesmaczony, gdy mu o tym powiedziałam. Zapewnił mnie, że nie przeszkadza mu to, ale ja wiem że jednak w jakimś nawet najmniejszym stopniu czuje do mnie odrazę, a ja nie wiem jak mam go podejść, aby powiedział mi co czuje.
Spojrzałam na zegarek stojący na stoliku nocnym, dochodziła godzina piąta, a ja nie mogłam już spać. Byłam zmęczona tym, że od trzech dni moje problemy się nasilają. Jeszcze te sny, z każdą nocą są coraz gorsze. Nie wiem co powinnam z tym zrobić. Wiem, że jakbym powiedziała o tym mamie to od razu dzwoniła do lekarza i umawiała mnie na wizytę. Ale ja nie potrzebowałam tego typu rozmowy, ja potrzebowałam czułości od najbliższych mi osób. Tyle, że nikt nie potrafił mi jej okazać. Louis odciął się ode mnie, trzymał mnie na dystans, którego ja nie potrafię zmniejszyć. Za każdym razem jak się do niego zbliżam, to on się ode mnie oddala. Chloe i Kate też są jakieś dziwne wobec mnie, szeptały ciągle i ciągle za moimi plecami coś dziwnego i niezrozumiałego. Liam też mnie olał, stwierdził że nie może się ze mną przyjaźnić dopóki jestem z Louisem. Jestem zła, wstrząśnięta i nie mogąca zrozumieć dlaczego wszyscy ludzie którzy do tej pory byli dla mnie życzliwi i mili, teraz mają mnie gdzieś i się do mnie nie odzywają.
Aby przestać się zamartwiać i myśleć o własnych problemach z przyjaciółmi, postanowiłam pobiegać. Była wczesna pora, a ja i tak nie mogłam spać, więc pomyślałam dlaczego nie? Szybko się ubrałam, uczesałam, wzięłam telefon oraz słuchawki i już wybiegałam z domu. Muzyka bębniąca w słuchawkach sprawiała, że miałam wrażenie iż mogę dać sobie radę ze wszystkimi problemami tego świata. Byłam pewna, że podejmę tą walkę jaką rzuca mi pod nogi życie.
Biegłam przed siebie z lekkim uśmiechem na ustach, byłam skoncentrowana na oddychaniu i przebieraniu nogami. Wbiegłam do parku, w którym praktycznie nikogo nie było, tylko jedna blondynka biegła wolnym truchtem przede mną. Jej kucyk kołysał się w prawo i w lewo, a ja im bardziej się temu przyglądałam to bałam się, że zaraz mogę dostać oczopląsu. Postanowiłam więc ją wyprzedzić, bo zaczęło mnie to irytować. Przyśpieszyłam swój bieg i szybko do niej podbiegłam. Chciałam ją minąć z lewej strony, gdzie znajdował się staw ogrodzony jedynie wąską dróżką z białych małych kamyczków. Ale wtedy dziewczyna zrobiła unik w lewo i popchnęła mnie, więc ostatecznie wylądowałam na kolanach, a później przeturlałam się i wpadłam do stawu. Nie dość, że byłam cala mokra i zła, to jeszcze mój telefon został zalany.
- Cholera! - krzyknęłam wstając szybko na nogi i wyciągnęłam telefon z kieszonki legginsów. Byłam wściekła, bo zamiast mojej tapety na ekranie pojawiła się czarna plama i telefon umarł.
Super, nie dość że moi przyjaciele się ode mnie odwrócili, to będę musiała jeszcze kupić nowy telefon.
- Wszystko w porządku? - zapytała blondynka podchodzą bliżej mnie. Wizja, która ukazała mi się w głowie w tamtym momencie wyglądała następująco: wzięłam blond czuprynę tej dziewczyny w swoje dłonie i walnęłam ją o kamyki, a następnie gdy już upadła kopnęłam jej ciało w stronę stawu, dzięki czemu ostatecznie się udusiła. To było niezłe, ale myślę że poszłabym za to do więzienia, a taka akurat wizja mi się nie uśmiechała. Nie dziś.
- A wygląda jakby było? - warknęłam do niej i zignorowałam jej dłoń, wyciągniętą w moją stronę.
- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. Nie wiedziałam że ktoś za mną biegnie, myślałam że jestem sama. - zaczęła wyjaśniać, a ja miałam już jej dosyć. Marzyłam, żeby po prostu stąd zwiała i dała mi spokój.
- Powiedziałabym, że nic się nie stało, ale cóż to nie prawda. - powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia z parku, a następnie do domu. Wiem, że mama to mnie chyba zje gdy po pierwsze zobaczy mnie w takim stanie, a po drugie jak się dowie o moim telefonie. Miałam go trzy miesiące zaledwie, a tymczasem nadaje się tylko do wyrzucenia.
- Naprawdę cię przepraszam. Po prostu…
- Daj spokój okej? - poprosiłam odwracając się do niej. - Nie chce mi się słuchać twoich przeprosin, ani twojego głosu. Po prostu odejdź i daj mi spokój. - dodałam po czym pobiegłam w stronę wyjścia.
Nie miałam ochoty na nią patrzeć, ani nawet jej słuchać. Co prawda widziałam, że dziewczyna naprawdę żałowała całego tego wypadku, ale jednak to się stało i już nic nie da się zrobić w tej sytuacji.

*
Gdy tylko przekroczyłam próg domu usłyszałam grające radio w kuchni oraz zapach świeżo zaparzonej kawy. Przez całą drogę modliłam się tylko, aby mama jeszcze nie wstała, albo przynajmniej żeby nie było jej w kuchni. Niestety dziś, nawet tam na górze ktoś był przeciwko mnie. Ściągnęłam przemoknięte buty z nóg i szybko, tak aby mama mnie nie zauważyła starałam się uciec na górę. Niestety tata ubrany w garnitur, wyszedł z gabinetu i złapał mnie na ucieczce.
- Maggie, jak ty wyglądasz? - zapytał, a ja aż podskoczyłam słysząc jego głos tuż za mną.
- Eee miałam mały wypadek. - odpowiedziałam posyłając ojcu wymuszone spojrzenie.
- Mały? - dopytał z niedowierzaniem.
- Zderzyłam się z dziewczyną w parku i wpadłam do stawu. - skrzywiłam się na to wspomnienie.
- Ty to masz przygody – oznajmił tata kręcąc głową. - Idź się przebierz, bo się przeziębisz. - dodał, po czym minął mnie i ruszył w stronę kuchni.
- Tato, ale jest jeszcze coś. - szepnęłam. Tata zatrzymał się i odwracając głowę w moją stronę, wskazał ruchem podbródka bym mówiła.
- Musisz mi kupić nowy telefon. - wyjaśniłam niepewnie. Tata zrobił dziwną minę, jakby zjadł coś niedobrego.
- Jak to? - zapytał zirytowany.
- Patrz – wyciągnęłam telefon z kieszeni i podałam mu go. - Zdechł.
- Maggie – zajęczał wzdychając głośno z widocznym zrezygnowaniem na twarzy.
- Wiem tato, wiem. Ale to był wypadek, naprawdę. - próbowałam się bronić.
- Okej, pójdziemy dziś razem do sklepu to sobie wybierzesz jakiś nowy. Ale weźmiemy też ubezpieczenie na wszystkie losowe wypadki. - ostatnie zdanie wypowiedział ze śmiechem.
- Dziękuję tatku. - powiedziałam uradowana, po czym pocałowałam ojca w oba policzki i zniknęłam na schodach.
Słyszałam jeszcze jak mama pyta tatę o coś, ale nie wiedziałam dokładnie o co jej chodziło.
Szybko wpadłam do pokoju po czyste ciuchy i już dziesięć sekund później stałam pod ciepłym strumieniem wody. Musiałam umyć włosy, które były mokre i lepiły mi się do twarzy. Nie było to za przyjemne uczucie, dlatego szybko je wymyłam i wyszłam z kabiny. Ubrałam się w dżinsy z podwiniętymi nad kostkę nogawkami i białą koszulkę z krótkim rękawkiem. Podsuszyłam lekko włosy, które później związałam w warkocz. Pomalowałam się lekko i już wychodziłam z łazienki. Jeszcze nigdy chyba się tak szybko nie przygotowywałam do wyjścia na uczelnię.
Zabierając torebkę z pokoju zeszłam na dół, gdzie na blacie kuchennym czekał na mnie duży kubek kawy i dwa tosty. Usiadłam obok taty, który jak co rano czytał gazetę przy śniadaniu.
- Podrzucisz mnie, prawda? - zapytałam choć i tak już znałam odpowiedź.
- Oczywiście. - odpowiedział nie odrywając wzroku od tekstu, który aktualnie czytał.
- Maggie, ale ty ślicznie dziś wyglądasz. - zauważyła mama nachylając się nad blatem.
- Co? - zapytałam wytrącona z równowagi, ponieważ czytałam akurat artykuł o schronisku dla zwierząt.
- Nic, nic. - widziałam jak mama się zawstydziła.
- Och Mag, dzwonił Louis. - zakomunikowała po chwili. Popatrzyłam na nią w trakcie jedzenia tosta.
- Co? Jak to? - zapytałam z ustami pełnymi jedzenia.
- Wczoraj wieczorem na telefon domowy, też się zdziwiłam bo przecież miał numer twojej komórki. - tata prychnął słysząc ostatnie słowo z wypowiedzi mamy, która na tę dziwną reakcję zmarszczyła brwi ,zapewne nie wiedząc o co chodzi.
- Chciał z tobą porozmawiać. Dlaczego nie odbierałaś od niego telefonów? - zapytała mama.
- Yyy nie wiem. - bąknęłam tylko nie pewna wiedząc co odpowiedzieć, zaskoczyła mnie. Nie wiedziałam tylko dlaczego Louis nie mógł zadzwonić do mnie na komórkę, a kłopotał się z szukaniem mojego domowego telefonu. Przysięgam, że nie miałam od niego żadnych połączeń. Przynajmniej nie przypominam sobie, żeby coś takiego miało miejsce.
- Tato jedźmy już. - poprosiłam go zeskakując ze stołka. Włożyłam tylko brudne naczynia do zlewu, a następnie zabierając torbę ze sobą ruszyłam do drzwi wyjściowych.
Słyszałam tylko kroki taty za mną, a gdy znalazłam się obok samochodu od razu do niego wsiadłam słysząc jak zamek w drzwiach się otwiera.
Jechaliśmy w ciszy, żadne z nas się nie odzywało przez większą część drogi. Dopiero jak byliśmy jakiś kilometr od budynku uczelni, tata zapytał.
- Pokłóciłaś się z Louisem?
Popatrzyłam na niego niepewnie powstrzymując się od łez. Jak miałam mu powiedzieć, że wszyscy się ode mnie odwrócili? Jak miałam powiedzieć, że zawaliłam wszystko co było dobre wokół mnie? Jak miałam mu wyjaśnić to co zaszło między mną, a Louisem gdy ja sama tego nie rozumiałam.
- Nie. - odpowiedziałam. Wiedziałam, że okłamywanie ojca nie zawsze wychodziło mi na dobre, ale przecież nie okłamywałam go. Sama nie wiem co właściwie robiłam w tamtym momencie.
- Na pewno? - dopytywał nie dowierzając mi.
- Oczywiście tato, nie masz czym się martwić. - uspokoiłam go, a gdy zatrzymał się przy krawężniku ucałowałam go w policzek. Zabierając torbę z podłogi samochodu chwyciłam za klamkę.
- Ja zawsze się o was martwię, o Zayna i o ciebie. Jesteście moimi dziećmi i to jest normalne. - odpowiedział tata, a ja kiwnęłam tylko głową i ze łzami w oczach wysiadałam z samochodu.
- Postaram się po ciebie przyjechać na czas, a jeśli mnie nie będzie to zaczekaj, dobrze?
- Oczywiście. Miłego dnia tato.
Na pożegnanie pomachałam mu i przebiegłam na drugą stronę ulicy, po czym weszłam pośpiesznie na uczelnie.
Jakoś nie bałam się tego co tam mogę zastać. Szłam na żywioł, co miało się stać to się stanie, prędzej czy później.

*
Praktycznie przez cały dzień, przez całe pięć godzin które spędziłam na uczelni nikt nie zwracał na mnie uwagi. Louisa w ogóle nie było, a ja nawet nie wiedziałam co się z nim działo. Chloe i Kate odzywały się do mnie, ale czułam jakiś dziwny dystans panujący między nami. Próbowałam się go pozbyć, żartując czy opowiadając jakieś dziwne i głupie historyjki, ale to nic nie dało. Czułam go coraz bardziej odepchnięta, a gdy w końcu wybiła godzina trzynasta i nadszedł czas wyjścia z tego budynku, odetchnęłam z ulgą, że przeżyłam tą katorgę. Nie patrząc na to czy ktoś za mną idzie czy też nie, wybiegłam szybko z sali. Zeszłam po schodach w dół mając tylko nadzieję, że tata już na mnie czeka. Niestety pomyliłam się – nie było go, a ja skazana byłam na czekanie. Usiadłam więc na jednej z ławek stojących niedaleko budynku uczelni i oddychając głęboko, czekałam.
Trzydzieści minut później mojego taty nadal nie było. A ja nawet nie miałam przy sobie telefonu, aby do niego zadzwonić, albo chociaż zabić czas grając w jakąś głupią grę. Miałam nawet pomysł, aby przejść się do domu na nogach ale wyparował on po dwóch sekundach, bo jak stwierdziłam to nie miało sensu.
- Maggie. - męski i tak dobrze znany mi słodki głos odezwał się za mną. Niepewna czy aby na pewno to usłyszałam odwróciłam głowę i zobaczyłam…
- Louis? - zapytałam wstając na równe nogi widząc chłopaka przede mną. Jeżeli mam być szczera to wyglądał okropnie. Włosy opadały mu na twarz i miał podpuchnięte oczy, jakby nie spał kilka dni.
- Co ty tutaj robisz? Dlaczego nie było cię na zajęciach? Dlaczego się do mnie nie odzywasz? - pytania wylatywały z moich ust tak szybko, że nie zdążyłam nawet się zatrzymać i zastanowić o co chcę go zapytać.
- Maggie, posłuchaj mnie bardzo uważnie. - zaczął takim tonem, że sama się tego przestraszyłam.
- Co się stało? - dopytywałam chcąc jak najszybciej wiedzieć o co mu chodzi.
- Usiądźmy. - wskazał na ławkę stojącą pomiędzy nami. Wykonałam posłusznie jego prośbę i czekałam na jakiś ruch z jego strony.
- Musisz wiedzieć, że ja z tym nie miałem nic wspólnego. - zaczął, a moje serce gwałtownie podskoczyło w piersi. Nie przerywałam mu, chciałam aby kontynuował sam.
- Odkąd po raz pierwszy cię ujrzałem na korytarzu pierwszego dnia naszych studiów wiedziałem, że skądś cię kojarzę. Nie wiedziałem jeszcze dokładnie wtedy skąd i gdzie po raz pierwszy się spotkaliśmy. - zaczerpnął świeżego powietrza, po czym mówił dalej.
- Byłem przekonany, że to jakaś pomyłka, że na pewno to nie jesteś ty. Ale ostatnio nasza rozmowa otworzyła mi oczy na pewne rzeczy. - popatrzył na mnie niepewnie.
- Co masz przez to na myśli? - zapytałam słabym głosem.
- Maggie, ja byłem w tym samochodzie, gdy cię gwałcili. - wyjaśnił w końcu, a ja przestałam na chwilę oddychać. Przed oczami pojawiła mi się jakaś gęsta, biała mgła przez którą nie mogłam nic widzieć. Po chwili odzyskałam możliwość normalnego widzenia i gdy dotarło do mnie, to co Louis właśnie mi wyjawił wiedziałam że nie mogę z nim być. Nawet się przyjaźnić, bo przecież takie coś jest niewyobrażalnym okrucieństwem głównie dla mnie, jako ofiary.
- Powiedz mi tylko dlaczego? - zapytałam powstrzymując łzy, ale nic z tego. Jedna uleciała i spłynęła mi po policzku.
- Maggie, ale ja nie…
- Nie! Powiedz mi dlaczego?! - krzyczałam na całe gardło.
- Ja nie miałem z tym nic wspólnego, ja tylko siedziałem za kierownicą. - wyjaśnił, a gniew znajdujący się we mnie coraz bardziej narastał. Bałam się tylko, że zaraz rzucę się na niego z pięściami i wtedy to już nikt mnie nie powstrzyma.
- Nie obchodzi mnie to. Widziałeś co mi robili, więc mogłeś to przerwać Louis. - nie mogłam złapać oddechu przez łzy spływające mi po policzkach i moje zdenerwowanie. Byłam zła na niego za to, że bawił się za mną w związki, przyjaźnie i inne bzdety, a nie powiedział mi najważniejszej rzeczy. A bardzo dobrze znał każdy szczegół z tamtej nocy. Przecież gdyby zareagował w porę, co ja plotę! Gdyby zrobił cokolwiek, aby ich ode mnie odciągnąć możliwe że dziś byłabym normalną dwudziestojednoletnią dziewczyną, która czekałaby na tego jednego jedynego, z którym mogłaby spędzić jedną z najwspanialszych chwil swojego życia. A tymczasem pamiętam tylko okropny ból na całym ciele, który często wraca do mnie w nocy.
- Nie, ja w to nie wierzę. - odwróciłam się do niego twarzą. - To jakiś żart, prawda? Gdzieś jest ukryta kamera, tak? - dopytywałam śmiejąc się przez łzy i rozglądając dookoła. Wiedziałam, że to żaden żart, po prostu nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Chłopak, w którym się zakochałam okłamał mnie i można powiedzieć, że zdradził jednocześnie. A to wcale nie jest fajnym uczuciem.
- Maggie tak bardzo przepraszam. - Louis wstał z ławki i zaczął podchodzić niebezpiecznie blisko mnie.
- Stop. Nie podchodź do mnie, nie chce cię. - próbowałam go zatrzymać, ale on miał moje słowa gdzieś. Podchodził coraz bliżej i bliżej, aż w końcu znalazł się na tyle blisko że mogłam go spokojnie dotknąć. Ja natomiast nie ruszałam się z miejsca, nawet na milimetr, nie mogłam.
- Przepraszam cię skarbie. - szepnął. Chciał mnie przytulić do siebie, ale odepchnęłam go, z taką siłą, że prawie się przewrócił. Wyraz jego twarzy mówił jedno – wkurzył się.
- Pamiętasz kto to jest? - zapytałam. Zdawałam sobie sprawę, że może nie pamiętać takich rzeczy, bo to w końcu było trzy lata temu.
Kiwnął tylko głową przyznając się że ich zna.
- Co robią? Czym się zajmują? - dopytywałam oddalając się od niego.
- Nie pamiętam wszystkich, ale kilku na pewno. - wyjaśnił mi. Popatrzyłam na niego zaczerwienionymi od łez oczami.
- Powiedz mi. - poprosiłam.
- Maggie nie, to za dużo. Wiem, że źle zrobiłem nie mówiąc ci wcześniej, ale nie potrafiłem. Wybacz mi, proszę cię. - prosił prawie że klękając przede mną na kolana.
- Jak mogłeś Louis, jak mogłeś. Wiedziałeś o mnie prawie wszystko, a ja nawet nie pomyślałabym, że mógłbyś być takim okropnym człowiekiem i tak wobec mnie postąpić. - nie mogłam powstrzymać łez, które pchały się na zewnątrz. Dałam im wyjść.
- Przepraszam Maggie, naprawdę cie przepraszam. Kocham cię mimo twojej przeszłości, mimo tego co teraz o mnie myślisz. Kocham cię bez względu na to co zrobisz, zawsze będę cię kochał. - wypowiedział te słowa w pewny siebie sposób. Wiedziałam, że mnie kocha. Ja czułam do niego to samo, ale nie wiem czy po tym wszystkim czego się dziś dowiedziałam dam radę udźwignąć cały ten ogrom problemów.
- Wiesz kiedy powiedzieć coś tak pięknego, prawda? - zapytałam go, gdy stał naprzeciwko mnie z zaszklonymi oczami.
- Nie najlepszy moment, co? - widziałam jak powstrzymuje się przez popłakaniem się.
- I co teraz?
Wzruszyłam tylko ramionami nie wiedząc co mogę mu odpowiedzieć. Wiedziałam, że cały ten bagaż mojej i jego przeszłości nie będzie wcale łatwy do zrozumienia. Wybaczenie kłamstwa również nie będzie proste. Nie miałam pojęcia co o tym wszystkim sądzić, ani jak się zachować. Czy uderzyć go w twarz, czy może uciekać gdzieś gdzie niktmnie nie znajdzie. Wiedziałam jedno – na pewno musiałam coś z tym zrobić, nie mogłam zostawić tej sprawy.
- Kochasz mnie? - zapytał cicho patrząc mi prosto w oczy.
Kiwnęłam tylko głową przyznając się do uczucia jakim go darzyłam. Uśmiech pojawił się na jego twarzy i zaczął się do mnie zbliżać. Potrzebowałam znaleźć się w jego ramionach, ale czułam jakaś odrazę do tego chłopaka. Kochałam go, to było pewne. Ale po tym co się dowiedziałam jeszcze kilka chwil wcześniej nie wiedziałam czy nasza miłość przetrwa tak trudną próbę. Wiedziałam jedno – będziemy musieli się bardzo starać, albo dać sobie z tym spokój.

________________________

Wiem, że rozdziały ostatnio są bardzo rzadko ale musicie mi to wybaczyć. Ostatni tydzień był dla mnie taki zakręcony. Dopinałam do końca sprawy z moim wyjazdem, który już tuż tuż. Aż nie mogę uwierzyć, że zamieszkam w miejscu które pokochałam osiem lat temu, jako czternastolatka. Pamiętajcie marzenia się spełniają, jeśli do nich dążymy i przede wszystkim wierzymy w siebie! A ja jestem tego najlepszym przykładem :)
Buziaki i do następnego (mam nadzieję, że będzie szybciej)
Aaaa i dajcie znać jak się Wam rozdział podobał, a może nie podobał. Ale o tym też, napiszcie :)

4 komentarze:

  1. Powiem tak, smutny aż tak nie jest, bo spodziewałam się tego a nawet gorszego po Louisie. Płakać też nie płakałam, bo Liam to mój faworyt więc nie szkoda mi było Louisa.
    Ciekawa jestem jak to będzie dalej wyglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że Louis w jakimś stopniu w tym brał udział. Czułam to.. jakos specjalnie sie nie zdzwiłam haha ale wiesz... ciekawie byb było jakby sie jednak popłakał haha xD

    Czekam na next i weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo tego mam nadzieję, że uda się Meg dogadac z Lou i będą szczęśliwi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie rozwinięcie akcji ! czekam na next'a /A

    OdpowiedzUsuń