czwartek, 23 lipca 2015

TWITCAM!!!

W końcu nadszedł ten dzień, w którym zdecydowałam się zrobić swojego pierwszego w życiu twitcama.
Zapraszam wszystkich przed komputery o godzinie 17.
Tutaj jest link:   http://twitcam.livestream.com/ghdmb
Mam nadzieję, że przyjdziecie i będziecie chcieli ze mną choć trochę pogawędzić :)
Do usłyszenia!

poniedziałek, 6 lipca 2015

INNA

Kochani, wracam z Inną. Jest to opowiadanie, które porzuciłam kilka miesięcy temu. Teraz postanowiłam do niego wrócić, ponieważ w mojej głowie pojawił się pomysł na dokończenie tej historii.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i zostaniecie ze mną do końca.
Tutaj macie link:



www.inna-liampayne-fanfiction.blogspot.com



Możecie także pisać o tym blogu na twiterze za pomocą #innaffpl

niedziela, 5 lipca 2015

Epilog

Liam i ja przechadzaliśmy się po parku trzymając się za rękę. Ciepłe powietrze owiewało nas z każdej strony, a słońce świeciło nam w oczy.
Minęło pięć lat odkąd jesteśmy razem. Pięć długich lat, w ciągu których tak dużo się wydarzyło.
Pamiętam dokładnie ten dzień, gdy cztery lata temu staliśmy przed ołtarzem przysięgając sobie: nie opuszczę cię, do śmierci.


Biała prosta suknia opinała moje ciało, gdy szłam obok mojego taty w stronę ołtarza.
Liam stał już przy ołtarzu ubrany w najbardziej elegancki garnitur, jaki miałam okazję w życiu zobaczyć. Był tak idealnie dopasowany, iż zastanawiałam się czy może został uszyty na miarę. Uśmiechał się do mnie szeroko, a ja miałam łzy w oczach widząc go takiego szczęśliwego, a zarazem pełnego dumy oraz z uniesioną głową. Czułam się jak księżniczka stąpająca w stronę swojego księcia z bajki, który był dla niej tym jednym jedynym.
Był to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu i wiem, że nie zmieniłabym w nim nic. Nawet tańczenie na stole mich dwóch szalonych przyjaciółek.
Gdy w końcu dotarliśmy pod sam ołtarz, tata przekazał Liamowi moją dłoń i stanął obok mamy w pierwszym rzędzie. Liam uśmiechnął się do mnie i składając pocałunek na moim policzku zapewnił, że wszystko jest dobrze.
Ksiądz odczytał fragment Pierwszego Listu do Koryntian, w którym zawarta była cała prawda o miłości.



Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie jest bezwstydna,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.


Był to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Wiedziałam, że przy Liamie mogę być sobą i nie muszę nikogo udawać, ponieważ Liam to chłopak, który zawsze był przy mnie i znał mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć co kiedy czuję, czy jak zachowam się w danej sytuacji. Kochałam go mimo wszystko, był dla mnie opoką i wsparciem, a także najlepszym przyjacielem od lat.




- Znów się zamyśliłaś. - Liam potarł moje ramię przyciągając mnie bliżej siebie.
- Troszkę. - odpowiedziałam tuląc się do jego boku, gdy usiedliśmy na ławce w parku.
- O czym znowu?
- O naszym ślubie kochanie. - wyjaśniłam patrząc na niego.
Jego oczy ukryte były pod ciemnymi okularami, a ja nie mogłam napatrzeć się na niego. Jego brodę pokrywał dwudniowy zarost. Ostatnio stwierdził, że musi ją zapuścić ponieważ pamięta jak kiedyś powiedziałam mu, że bardzo podobają mi się mężczyźni z zarostem. Nie dość, że pamiętał to chciał jeszcze sprawić, żeby bardziej mi się spodobać.
- Pamiętny dzień. - zamruczał mi do ucha, po czym pocałował w skroń. - A teraz będę tatą. - dodał po chwili kładąc dłoń na mym już zaokrąglonym brzuchu. Masował go w górę i w dół, a ja czułam jak nasz mały cud świata się porusza.
- Jakie to wspaniale uczucie, móc poczuć jak jeszcze moje nienarodzone dziecko czuje mój dotyk. - zauważył Liam szczerząc się do mnie. Cmoknęłam go w policzek, a następnie położyłam swoją mniejszą dłoń na jego.
- Kocham cię. - szepnęłam opierając głową na jego ramieniu i zamykając oczy na chwilę.
- Ja też cię kocham Maggie i dziękuje ci za wszystko co dla mnie robiłaś, robisz i robić będziesz, bo to niesamowite jak drugi człowiek może się poświecić dla innych.
Liam był wyraźnie tamtego dnia uczuciowy, aż lekko mnie to przerażało. Nie powiem, ale kochałam Liama za wszystko, za to jakim był człowiekiem, za to jak się odnosił do innych i za miliony innych rzeczy. Ale zawsze przerażało mnie to, jaki potrafił być uczuciowy w stosunku do mnie. Inni twierdzili, że to bardzo dobrze iż się o mnie troszczy, natomiast ja znając Liama tyle lat, nie mogłam uwierzyć, że on potrafił być aż tak uczuciowy w stosunku do mnie. Przecież nawet, gdy byliśmy młodsi, to tak się nie zachowywał. Dopiero odbiło mu, gdy dowiedział się że jestem w ciąży. Zaczął kupować jakieś ubranka, buciki, wszystko co było potrzebne dla dziecka. Niestety nie zorientował się, że wszystko to było jeszcze za duże. Śmiałam się z niego, ale on ciągle powtarzał że przecież i tak się przyda za kilka lat, bądź miesięcy.
- Mam ochotę na loda. - powiedziałam na młodą parę idącą niedaleko nas z lodami w dłoniach. Liam popatrzył na mnie przez moment, po czym bez słowa wstał i ruszył w stronę budki z lodami. Zaskakiwał mnie każdego dnia. Na co ja miałam ochotę to zawsze mi to dawał, kupował. Jestem szczęściarą mając takiego faceta, który zawsze wie czego mi potrzeba.
Pamiętam jak mi się oświadczył. Było to rok po tym jak zaczęliśmy być oficjalnie razem.




Siedziałam akurat w kuchni czytając wciągającą książkę. Było cicho, ponieważ nikogo nie było w domu. Rodzice pojechali do znajomych, a Zayn poszedł do swojej dziewczyny. Na zewnątrz padał deszcz, a ja czekałam na Liama aż przyjdzie. Spóźniał się trzydzieści minut, co było do niego niepodobne. Denerwowałam się. Miał jakieś ważne sprawy do załatwienia w mieście, a dopiero później miał do mnie wstąpić, gdy będzie już wracał. Aby choć trochę o tym nie myśleć zaczęłam czytać książkę. Tak bardzo mnie ona porwała, że ledwo co zauważyłam jak mój telefon tańczy na kuchennym blacie. Odetchnęłam z ulgą widząc migające imię Liama na ekranie.
- Wyjdź do ogrodu. - oznajmił krótko, po czym się rozłączył. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi, ale jako że jestem ciekawskim człowiekiem wyszłam do ogrodu.
Niebo było ciemne, kilka gwiazd przyozdabiało niebo, po deszczu nie było ani śladu.
I wtedy, w tym samym momencie, gdy moja głowa była uniesiona w górę dostrzegłam jakiś blask, jakby błysk choinkowych lampek.
Opuściłam głowę i spojrzałam w tamtą stronę. Liam stał pośród ścieżki ułożonej z jasnych lampek, w eleganckim garniturze i z przyklejonym wielkim uśmiechem na ustach patrzył na mnie.
- Witaj kochana. - przywitał się ze mną idąc powoli w moją stronę. Wszedł po schodkach na drewniany podest, po czym złapał mnie za dłoń. Głupio się czułam będąc obok niego, ponieważ on był tak elegancko ubrany, a ja miałam na sobie tylko duży t-shirt i spodnie od dresu.
- Cześć, co ty kombinujesz Liam? - zapytałam zaciekawiona, a jednocześnie rozbawiona jego powagą.
- Nie śmiej się ze mnie, ja tylko chce cię o coś prosić. - powiedział, po czym uklęknął na jedno kolano.
- Liam, co ty robisz? Wstawaj, zgłupiałeś? - pytałam go spanikowana.
- Maggie, dokładnie pamiętam jak pierwszy raz mnie pocałowałaś, a nawet co wtedy czułem a także jakie myśli kłębiły się w mojej głowie. Za każdym razem, gdy mnie całujesz mam wrażenie jakbym stawał się jednym z najszczęśliwszych osób na całym świecie. Sprawiasz, że chce mi się żyć. Każdego ranka, gdy wstaję rano mam ochotę krzyknąć, że cię kocham i że mnie kocha jedna z najwspanialszych osób na świecie. Mam ochotę wybiec z domu i krzyczeć na całe gardło: kocham Maggie! Wiem, że mogliby mnie zamknąć za zakłócanie spokoju, dlatego nie chcę aż tak bardzo ryzykować. - zaśmiał się ściskając moje dłonie, a z moich oczu poleciały łzy.
- Chce cię o coś spytać Mag. Więc – odchrząknął, po czym kontynuował. Widziałam w jego oczach jakąś niepewność, jakby nie był w stu procentach pewien swoich słów.
- Nie bój się, wyduś to z siebie Liam. - zachęcałam go. Domyślałam się, o co chce mnie zapytać.
- Zamieszkasz ze mną? - zapytał po chwili, a mnie wcisnęło w ziemie. Nie takiego pytania się spodziewałam. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, zamurowało mnie. Jego postawa sama przez się świadczyło o tym, że chce mnie poprosić o rękę, a nie zapytać czy z nim zamieszkam.
- Wiedziałem, wiedziałem że się nie zgodzisz. - powiedział wstając. Był załamany, widziałam to bardzo dobrze. Złapał się za włosy ciągnąc je w dramatycznym geście.
- Liam, to nie tak. Ja bardzo chciałabym z tobą zamieszkać, ale nie wiem czy to nie za wcześnie. - wyjaśniłam obejmując się ramionami. Nie wiedziałam jaka będzie jego reakcja, co powie.
- A jakbym ci się oświadczył? - zapytał nie odwracając się do mnie. Otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia nie wierząc w to co on właśnie powiedział.
- Ja nie … nie wiem Liam. To trudna decyzja, a ja… nie… nie jestem...
- Wiem, dobra nie było tematu. Po prostu postanowiłem, że zapytam, a może się zgodzisz. - ozajmił odwracając się do mnie twarzą, a w jego oczach błyszczały łzy. On płakał? Niemożliwe.
- Liam, to nie o to chodzi. Ja cię kocham i naprawdę chcę z tobą zamieszkać ale nie uważasz że jesteśmy nieco za młodzi na taki krok? - zapytałam. Miałam z jednej strony rację, bo przecież oboje byliśmy młodzi na ślub i tak dalej, a zamieszkanie razem było dość poważnym krokiem w naszym związku. Jasne, że chciałam z nim zamieszkać. Oczywiście marzyłam o tym, ale wydawało mi się to za szybko. Za szybko wszystko się działo.
- Może trochę, ale chcę w końcu zacząć życie na własny rachunek i nie chcę siedzieć na garnuszku rodziców. Po prostu chcę mieć ciebie cały czas przy sobie Maggie. Budzić się przy tobie, zasypiać, chcę po prostu byś została moją żoną. - zakomunikował, po czym uklęknął na jedno kolano przede mną. Kochałam go za to jaki był konkretny, nie dawał sobą pomiatać, ani też nie dał sobie w kaszę dmuchać. Był po prostu sobą, nie udawał nikogo.
- Liam ja nie wiem… - zajęczałam patrząc mu prosto w oczy. Czułam, że on naprawdę mówił poważnie, że chce być ze mną do końca swojego życia. Ja czułam to samo. Wiedziałam, że przy nim mogę być w pełni szczęśliwa, a także żyć godnie przy jego boku.
I właściwie to sama nie wiedziałam dlaczego się opierałam, dlaczego się nie zgodziłam od razu, gdy po raz pierwszy poprosił mnie o rękę.
- Maggie proszę. - i w tym momencie miał mnie całą wyjmując z kieszeni czerwone pudełeczko, a w nim pierścionek. Piękny, duży brylant, idealny.
- Tak. - odpowiedziałam już bez zbędnych ceregieli i zgodziłam się na być panią Payne i bycie z nim do końca swych dni.



- Proszę. - Liam wrócił wręczając mi loda do ręki.
- Dziękuje kochanie. - powiedziałam całując go w szczękę, gdy usiadł obok mnie. Zaczęłam zlizywać topniejącego już loda, a w tym czasie Liam patrzył przed siebie z ramieniem opartym na oparciu ławki za mną.
- Co się tak zamyśliłeś? - zapytałam dotykając dłonią jego policzka. Był taki nieobecny, jakby był w całkiem innym świecie.
- Myślę. - wyznał.
- Nad czym? - zapytałam marszcząc brwi. Co on znów kombinował?
- Nad życiem. - wyznał całując mnie w czoło. - Chodź, bo się spóźnimy. - dodał wstając i wyciągając do mnie swoją dłoń.
- Gdzie? - zapytałam wytrącona z równowagi wpychając do buzi ostatek cieknącego loda.
- Do Chloe, pamiętasz? - zapytał z uśmiechem, po czym pocałował mnie w kącik ust.
- Nie. - przyznałam śmiejąc się z niego, a gdy dostałam lekkiego klapsa w tyłek spiorunowałam go wzrokiem.
- Chodź grubasku. - zawołał do mnie łapiąc mnie za dłoń i ciągnąc za sobą. Taki właśnie jest mój mąż, dowcipny a zarazem szalony jak diabli.

***

Chloe i Matt pobrali się zaraz po skończeniu przez nas studiów. Chloe była w trzecim miesiącu ciąży i tylko ja oraz Kate wiedziałyśmy o jej stanie. Na szczęście, bo Chloe bardzo się o to bała, brzucha nie było jeszcze widać. W sumie przez całą ciąże nie było nic po niej widać, bo ona zawsze była chuda.
- Witamy naszych ukochanych przyszłych rodziców. - zajęczała Chloe otwierając drzwi na oścież i tuląc najpierw mnie, a potem Liama do siebie.
- Cześć Chloe, kupiliśmy wino. - zakomunikował jej Liam wchodząc głębiej do domu i szukając Matta.
- Jak się czujesz? - zapytała Chloe zamykając za nami drzwi. Jej dom był idealny.
Każdy kąt w tym domu był zagospodarowany na jakąś rzecz, która idealnie wpasowywała się do otoczenia, a także idealnie z nim współgrała. Zawsze zazdrościłam jej takiej smykałki do tego typu rzeczy. Uwielbiałam to w niej, że potrafiła tak zadbać o dom i nie tylko.
- Świetnie. Młody szaleje, kopie, tańczy, wywija fikołki. - śmiałam się opowiadając jej o moim małym kurczątku w brzuchu.
- To super. Ja pamiętam jakie Mike dawał mi cyrki w brzuchu. Czasem nawet budziłam się w nocy, bo tak szalał. Dopiero Matt po jakimś czasie wyczytał gdzieś w internecie, że aby właśnie uspokoić dziecko w łonie matki, należy puścić mu muzykę. - wyjaśniła mi Chloe przechodząc z holu do salonu, a później do kuchni gdzie już tam urzędowali chłopaki. - I tak właśnie Matt zaczął puszczać mu rockową muzykę, a młody uspokoił się i miałam względny spokój dopóki ze mnie nie wyszedł. - zaśmiała się Chloe całując swojego czteroletniego synka w czoło.
Mały Mike, czyli odbicie Chloe przypatrywał się uważnie swojemu ojcu, gdy ten coś opowiadał. Mały był taki skupiony, że nawet nie zorientował się gdy zaczęłam podjadać mu cukierki z miski.
- Cześć Maggie. - Sebastian, mąż Kate podszedł do mnie i przytulił mnie mocno do siebie.
- Hej staruszku, jak tam u ciebie? - zapytałam gdy odsunął się ode mnie. Był nieco wyższy i znacznie chudszy ode mnie, ale co się dziwić? Ja nosiłam w sobie nowe życie.
- Świetnie, zmieniłem pracę. Jest o wiele lżejsza i spokojniejsza, a także…
- Daj spokój już z tą pracą. - przerwała mu Kate wchodząc do kuchni. Popatrzyłam na nią, a na jej twarzy wyrósł ogromny uśmiech. Nie wiem czy mi się zdawało, ale coś się w jej zachowaniu i postawie zmieniło.
- Cześć Mag, aleś ty duża. - zauważyła Kate tuląc mnie do siebie. Co to dzisiaj dzień przytulanek dla Maggie?
- Trochę mi się przybrało na wadze ostatnio. - zaśmiałam się słysząc jej słowa.
Kate zawsze był dość specyficzną osobą, posiadała humor który tylko nieliczne osoby rozumiały, najczęściej byłyśmy to ja i Chloe i oczywiście Sebastian, ale to to inna historia.
- No właśnie widzę, ale do twarzy ci w ciąży. - przyznała. Widziałam jak bardzo chciała dotknąć mojego brzucha, więc wzięłam jej dłoń i położyłam na wydętym brzuchu. Kate, aż zawyła z zachwytu nad tym gestem i popatrzyła znacząco na Sebastiana.
- Boże, jakie to wspaniałe. - zajęczała patrząc mi prosto w oczy, w których pojawiły się łzy. Już kilka lat wcześniej Kate była w ciąży. Niestety z pewnych powodów poroniła. Obwiniała o to Sebastiana, nawet rozstali się na jakiś czas. Ale ja i Chloe przekonałyśmy ją, że nie warto od razu się poddawać. Warto walczyć o to co chce się osiągnąć, a później być z tego dumnym. Tak więc Kate wróciła do Sebastiana, a jakieś dwa miesiące później dostałyśmy zaproszenie na ślub. I tak oto we trzy pobrałyśmy się praktycznie w tym samym czasie, co było bardziej niż śmieszne, ponieważ nigdy byśmy nie przypuszczały że tak się stanie. Najwspanialsze jednak było to, że każda z nas na ślubie innej była druhną.
- Dobra, koniec obmacywania mojej żony. - zakomunikował Liam podchodząc do mnie i tuląc mnie do siebie od tyłu. Wzruszyłam tylko ramionami patrząc na Kate, a ta cicho się zaśmiała i pomagając Chloe z naczyniami zabrała je do ogrodu, gdzie już wszyscy się znajdowali.
- Kochanie, ja cię nie poznaję. - powiedziałam kładąc głową na ramieniu Liama i całując go w brodę.
- Co masz na myśli? - zapytał zainteresowany.
- Stałeś się taki opiekuńczy i dbający o mnie, aż dziwię się bo jakoś nigdy taki nie byłeś. - zaśmiałam się z przerażonej miny Liama.
- Ja nigdy nie byłem opiekuńczy? Żartujesz prawda?
- Oczywiście, że tak. Co się wściekasz. - zaśmiałam się ponownie i cmokając go w usta wzięłam za rękę, po czym ruszyłam w stronę ogrodu.
Genialnie było wszystkich znów zobaczyć. Kate szalała za Sebastianem mimo tylu lat. Chloe z Mattem wpatrzeni w małego Mike zdawali się nie zauważać nikogo oprócz niego. A ja i Liam siedzący pośrodku zastanawialiśmy się co nam jeszcze przyniesie przyszłość, z czym będziemy musieli się zmierzyć, a z czego będziemy się cieszyć.
Jednego byłam pewna – zrobimy to razem i nic, powtarzam nic nam w tym nie przeszkodzi. Bo jak to mówią nigdy nie patrz w tył, zawsze patrz przed siebie. I ja zawsze się tego trzymałam i trzymać będę.




- KONIEC -




__________________________


Właśnie zakończyłam swój trzeci blog, w ciągu ostatnich dwóch lat. Jutro (6.07) miną dwa lata odkąd zaczęłam publikować swoje pierwsze opowiadanie.
Nie mogę uwierzyć, jak to szybko minęło. Aż sama się sobie dziwię, że dałam radę. Że nie poddałam się mimo tylu przeciwieństw, tylu hejtów, tylu niemiłych słów. Nigdy nie przypuszczałam, że zaczynając coś pisać osiągnę tak dużo w tak krótkim czasie.
Wiedziałam, że nie przestanę pisać, bo jak już wpadnie się w wir pisania to trudno z niego wyjść, wiem to z własnego doświadczenia.
Co do samego bloga.
Sam pomysł wpadł mi do głowy niespodziewanie, jakoś na początku tego roku. Czułam, że muszę go wykorzystać, bo historia sama w sobie wydawała się interesująca. Cóż, przyznam szczerze, że niektóre rozdziały zepsułam po całości i się do tego przyznaję z ręką na sercu, ale starałam się jak mogłam aby rozdziały były dosyć często, bo wiem jakie to jest ważne.
Było mi smutno i nadal jest, że tak mało osób komentowało.
Ale tak jak już kiedyś na jednym z blogów pisałam, że Was do tego nie zmuszę więc nie będę tego robić. Ale zawsze inaczej się czułam, gdy widziałam kilka miłych słów skierowanych do mnie. Naprawdę to podnosiło mnie na duchu i dawało więcej motywacji do pisania, bo wiedziałam że dużo osób czekało na nowy rozdział.
Jakaś cząstka mnie była w tym blogu. Głównie w charakterze Maggie, bo w końcu ona była wzorowana na mnie, a jej przyjaciółki na moich.
Reszta bohaterów także była wzorowana na innych osobach z mojego otoczenia.
Cieszę się, że mogłam dla Was pisać. I obiecuję, że nie skończę na tym. Wracam za niedługo do Was z "Inną", więc wyczekujcie nowej notki z informacją o tym gdzie będziecie mogli ją znaleźć, a tymczasem DZIĘKUJĘ za wszystko i do napisania!
Buziaki!








poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 25

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM.
DZIĘKUJĘ



Liam mi ciągle powtarzał, że jeżeli nie chcę to nie muszę go widzieć. Ale ja uparłam się, że muszę go zobaczyć. Muszę zobaczyć jego ciało przed tym jak zakopią je dwa metry pod ziemią. Wiedziałam, że może to wywołać u mnie szok, ale chciałam je zobaczyć. Było to dla mnie naprawdę ważne, a zarazem stanowiło pewien koniec w moim życiu. Bo skoro Louis już nie żył, mogłam śmiało na nowo zacząć żyć.
- Może wejdę tam z tobą? - zapytał Liam parkując przed budynkiem szpitala. Z tego co dowiedziałam się dzień wcześniej od Zayna, Louis popełnił samobójstwo. Nie wytrzymał psychicznie całego obciążenia i odebrał sobie życie. Przewieźli go z więzienia od razu do szpitala. Tam lekarze starali się go uratować, ale niestety nie udało się. Zmarł o północy.
- Nie, poradzę sobie. Zaczekasz prawda? - zapytałam nachylając się w jego stronę i cmokając go w usta.
- Oczywiście. - zapewnił.
Wyszłam z samochodu i na lekko drżących nogach ruszyłam ku wejściu.
Moje serce biło głośno w piersi, a ja starałam się opanować nieco nerwy, aby nie upaść na środku korytarza.
Lekarz zajmujący się Louisem w tamtym momencie, gdy do nich trafił nie był zbytnio pomocny i nie chciał nawet bym go zobaczyła. W sumie nie dziwiłam się, bo przecież nie byłam nikim z rodziny, ale w końcu ubłagałam go i pozwolił mi do niego zajrzeć na dwie minuty. Dobre i to, pomyślałam.
Gdy weszłam do pomieszczenia, w którym leżało ciało Louisa było przeraźliwie zimno. Zaczęłam się trząść jak galareta, nie tylko z nerwów ale też z zimna, potwornego zimna.
Lekarz pokazał mi, która z tak zwanych szuflad jest Louisa. Bałam się go zobaczyć, to była chyba normalna reakcja, ale ja musiałam. Bo wiedziałam, że dzięki temu będę mogła zakończyć jeden z najgorszych okresów w moim życiu, a także pozbyć się smutku i cierpienia.
Buchnęło w nas jeszcze bardziej zimne powietrze. Naciągnęłam rękawy mojego szarego swetra po same dłonie, chcąc w ten sposób dodać sobie choć odrobiny ciepła, którego niestety mi brakowało.
Ciało Louisa znajdowało się w plastikowym opakowaniu. Lekarz odsunął je i mogłam zobaczyć jego twarz. Sina, blada twarz chłopaka, który dużo dla mnie znaczył, a jednocześnie bardzo mnie oszukał. Kłamał, oszukiwał, zdradzał nie wiadomo ile razy. Jego twarz była teraz taka spokojna, martwa, bez życia, bez kolorów na policzkach. Oczy zamknięte, długie rzęsy bez połysku, włosy sztywne od przerażającego zimna, a usta sine. Zastanawiałam się jakie były jego ostatnie dni, co czuł zanim popełnił samobójstwo. Jakie myśli znajdowały się w jego głowie, jakie ostanie słowa wypowiedział. Czy myślał o mnie? Czy chciał mnie zobaczyć? Żywiłam się nadzieją, która tak naprawdę była taka głupia jak ja w tamtym momencie. Chciałabym wierzyć w to, że było tak jak myślałam. Ale wszystko to zostało rozwiane przez lekarza, który na koniec mojej wizyty tutaj, przekazał mi teczkę Louisa i list od niego zaadresowany do mnie. Zdziwiłam się, gdy wręczył mi te rzeczy. Nawet naszła mnie myśl, aby tego nie czytać i po prostu wyrzucić je gdzieś po drodze, ale z drugiej strony byłam ciekawa co on ma mi do powiedzenia, a także co chciał mi przekazać w ostatnich dniach swojego życia.
Dlatego zabierając teczkę przeszłam do małej stołówki, gdzie było tylko kilka osób - dwie pielęgniarki i trzech lekarzy. Usiadłam w rogu pomieszczenia i kładąc czarną teczkę przed sobą otworzyłam ją. Zastanawiałam się czy może nie zadzwonić do Liama i poprosić go, aby do mnie tutaj przyszedł, ale wiedziałam że jego obecność jeszcze bardziej utrudni mi pożegnanie z Louisem.
W teczce znajdowały się akta i historia choroby, którą podobno miał Louis. Oczywiście dla ścisłości była to poważna depresja, z tego co wyczytałam nawet mocne leki mu nie pomagały, ani rozmowa z psychologiem, który odwiedzał go kilka razy w tygodniu. Nie chciał w ogóle z nim rozmawiać, siedział tylko z głową spuszczoną w dół i milczał. Nie takiego Louisa sobie wyobrażałam w ostatnich dniach jego życia. Wiedziałam, że nie był szczęśliwy. Myliłam się, a prawda była całkowicie inna niż przypuszczałam.
Pod spodem tych wszystkich papierów i zapisków lekarzy specjalistów była biała koperta zaadresowana do mnie. Na górze koperty widniało moje imię. Rozdarłam kopertę drżącymi dłońmi i zaczęłam czytać.


Droga Maggie,
na wstępie mojego ostatniego listu chciałbym Cię przeprosić, bo wiem że na to zasługujesz. Robiłem wiele złych rzeczy, krzywdziłem mnóstwo ludzi, sprawiałem że byli nieszczęśliwi, a wśród nich byłaś właśnie Ty. W tym liście chciałbym Ci choć trochę przybliżyć dlaczego tak się zachowywałem, a także dlaczego musiałem tak postępować.
Zacznę od początku. Gdy tylko zacząłem studia, a było to pięć lat temu, nie potrafiłem się z nikim zaprzyjaźnić. Nie miałem przyjaciół, nie miałem nikogo w tym obcym mieście. Byłem zupełnie sam, co powodowało narastaniem mojej depresji, a także złym samopoczuciem. Starałem się jakoś nie zwracać na to uwagi i żyć z dala od tego wszystkiego, ale nie dało się. Moi rówieśnicy w tamtym czasie śmiali się ciągle ze mnie, że wyglądam jak jakaś pokraka, że mam duże okulary zakrywające mi pół twarzy a także że jestem świrusem, bo ciągle jestem sam. Nie dziwiłem im się i teraz patrząc na tamten okres z perspektywy czasu, widzę że mieli dużo racji.
Gdy ukończyłem swoje pierwsze studia, pokazałem innym że jednak się da i jak się do czegoś przyłożysz to uda ci się wszystko co sobie zaplanowałeś. Wiedziałem w tamtym momencie, że jestem dojrzalszy i udowodniłem tym wszystkim co się ze mnie naśmiewali, że ktoś taki jak ja też może coś osiągnąć.
Kilka miesięcy później po wakacjach zacząłem nowe studia, pomyślałem dlaczego mam nie spróbować na innym kierunku, skoro na tamtym szło mi tak dobrze. Nie zwracałem już nawet uwagi na to, jak ludzie na mnie patrzą. Uodporniłem się na krzywe spojrzenia innych, po prostu miałem ich gdzieś. I wtedy po kilku miesiącach nowego roku poznałem Dave'a. Był całkiem inni niż wszyscy, których spotykałem do tej pory. Był taki odważny, pewny siebie, a zarazem dojrzały i ogarnięty. Ciągnęło mnie do niego na każdym kroku. Chciałem nawet być taki jak on. I wtedy stało się coś o czym wstydzę się mówić. Zrobiłem coś strasznego, coś co na zawsze pozostanie w moim sumieniu, a także w mojej głowie mimo że nie ma mnie już na tym świecie. Okradłem i poturbowałem starszego pana, ponieważ to było moją przepustką do świata Dave'a. A najgorsze w tym wszystkim było to, że starszy pan kilka dni później zmarł przeze mnie, ponieważ nikt go nie znalazł i leżał w krzakach obok głównej drogi i umarł z wykończenia. To zdarzenie odbiło się na mojej psychice. Już nawet miałem myśli, aby zrezygnować z bycia w grupie u Dave'a, ale chłopak tak bardzo mnie zachwalał, przedstawiał co rusz nowym osobom, iż zrozumiałem że nie mogę go zawieść. Po prostu czułem, że byliśmy złączeni jakąś niewidzialną liną, której ot tak nie dało się uciąć. I tak zostałem jednym z jego najlepszych kumpli. Oszczędzę Ci traumatycznych opowieści na temat tego co jeszcze kiedyś robiliśmy, bo wiem że nie chciałabyś tego czytać.
Przejdę może teraz do konkretów, do czasu, którym poznałem Ciebie. Było to na naszym pierwszym roku, w drugim semestrze studiów. Zobaczyłem cię na korytarzu. Szłaś sama, byłaś zamyślona. Trzymałaś w dłoniach kilka naprawdę grubych książek, które musiały być potwornie ciężkie. Pamiętam nawet jak byłaś ubrana. Miałaś na sobie biały sweterek i białą koszulkę pod spodem, ciemną spódnice i czarne kozaki do kolan. Minimalny makijaż i włosy rozpuszczone. Zawsze podobało mi się to w jaki sposób, one się poruszały gdy szłaś. Zawsze mnie to fascynowało. To był pierwszy moment, gdy Ciebie ujrzałem. Potem widywałem cię na przerwach albo na zajęciach. Zawsze miałem ochotę do Ciebie podjeść i porozmawiać, ale za każdym razem gdy zdobywałem się na odwagę ty byłaś zajęta, albo rozmawiałaś z kimś, a ja nie chciałem przeszkadzać.
Dzień, w którym dowiedziałem się kim naprawdę jesteś zmienił całkowicie mój pogląd na świat. Dave kazał mi się przy tobie zakręcić, powiedział że możesz być dla nas przepustką do Zayna. Tak, do Zayna do twojego brata który był nam coś dłużny. Wiedziałem, że muszę cię jakoś do siebie przekonać, nie miałem tylko pojęcia jak to zrobić, ani jak się za to zabrać. Wiedziałem, że muszę podjąć radykalne kroki, aby cię do siebie przyciągnąć. Dlatego musiałem się z Tobą umówić. Przyznam szczerze, że podobałaś mi się i to cholernie, ale gdy później dowiedziałem się że jesteś tą samą dziewczyną którą zgwałcili na tyłach mojego samochodu nie mogłem na ciebie patrzeć. Przepraszam za takie słowa Maggie, ale naprawdę odrzucało mnie na samą myśl. Zrezygnowałem więc ze zdobycia Ciebie, bo w końcu nie potrafiłem patrzeć Ci prosto w oczy. A żyjąc z tą myślą wcale nie było mi łatwo. W końcu, gdy Dave rozkazał mi dotrzeć do Zayna starałem się jak mogłem, aby się z tobą zaprzyjaźnić. Najpierw powoli, na spokojnie się do ciebie przymilałem, a następnie gdy już miałem pewność, że coś do mnie czujesz postanowiłem zaatakować. Wiedziałem, że nie miałem innego wyboru. Dodatkowo Dave tak bardzo na mnie naciskał, rozkazywał mi a co najgorsza twierdził, że jeśli się do ciebie nie zbliżę to mnie zniszczy. Nie miałem innego wyboru, po prostu musiałem to zrobić. Później już sama wiesz jak to wszystko się potoczyło, więc nie będę tego opisywał. Pragnę Cię tylko za to przeprosić. Nie mam pojęcia jakich słów mam użyć byś mi przebaczyła. Nie pozostaje mi nic innego jak odejść z tego świata z nadzieją, że może jednak nie byłaś na mnie, aż taka zła.
Mam jeszcze jedną prbę do ciebie na sam koniec. To nagranie, to naganie które próbowem zdobyć podstępem od Ciebie. Czy mogłabyś zanieść je na policję? Wiem, że tam dobrze się nim zajmą, a ja będę spokojny i pewny że w końcu zrobili z tą szajbą popaprańców porządek. O to tylko Cię proszę, myślę że to nie za dużo, a wiem że sama chciałaś oddać je na policję i zrobić z tego dobry uczynek.
Przepraszam jeszcze raz za wszystko i mam nadzieję, że do zobaczenia gdziekolwiek mnie poniesie.
Louis.


Łzy leciały mimowolnie po moich policzkach. Nie mogłam opanować szlochu, ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę próbując. Nawet jeden z lekarzy podszedł do mnie w pewnym momencie i zapytał, czy wszystko ze mną dobrze. Odpowiedź była prosta: nie. Nie chciałam im wyjaśniać co doprowadziło mnie do tego stanu, więc gdy tylko zebrałam wszystkie rzeczy wypadłam ze szpitala jak rakieta szukając Liama na parkingu.
Wypadł z samochodu tak szybko jak tylko potrafił. Podbiegł do mnie i złapał mnie w ostatniej chwili przed upadkiem na kamienistą ziemię.
- Co się stało? - zapytał trzymając mnie w swoich ramionach tak mocno, że dziękowałam mu w myślach za to, bo tego właśnie mi trzeba było.
- On.. On… On – nie mogłam wydusić z siebie ani jednego pełnego zdania. I gdy tylko Liam wsadził mnie na przednie siedzenie pasażera podałam mu list od Louisa. Szybko go przeczytał, a następnie westchnął głęboko. Ja szlochałam w chusteczkę. Robiło mi się tak przeraźliwie zimno, że Liam musiał włączyć ogrzewanie, mimo że na zewtrz było trzydzieści stopni na plusie.
- Maggie nie wiem co powiedzieć. Ten list jest naprawdę wzruszający i wiem, że Louis pisał go z głębi serca. Szkoda tylko, że ci tego nie powiedział prosto w oczy. - powiedział Liam składając list i pakując go do koperty.
- Ale zaraz coś tutaj jeszcze jest. - mruknął, gdy jakiś skrawek papieru upadł na jego uda.
- Co? - zapytałam zainteresowana jego słowami.
- Patrz. - wręczył mi mały, biały papierek na którym był napisany jakiś adres.
- Co to jest? - dopytywał Liam, a ja popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, a także odetchnęłam ulgą.
- Coś, co nam pomoże. - odpowiedziałam kiwając głową i szybko zapinając pasy.
- Zapalaj auto, jedziemy do mnie, a potem na policję. - zakomunikowała, a Liam lekko zaskoczony, ale zaciekawiony wykonał moje polecenie, a następnie pokonywaliśmy popołudniowe korki w Londynie.

***

Wpadliśmy do mojego domu jak tornado. Mama z tatą siedzący na kanapie w salonie przypatrywali się nam z zaciekawieniem, a jednocześnie byli lekko zszokowani co my takiego robimy.
- Tato, pamiętasz takie nagranie które przypadkowo znalazłeś u nas w domu? - zapytałam przestępując z nogi na nogę. Wiedziałam, że tutaj liczyła się każda sekunda.
- Jasne. Schowałem je głęboko, aby nikt go nie znalazł. - odpowiedział marszcząc brwi.
- Możesz mi je dać, teraz? - poprosiłam, choć wiedziałam że ojciec tak łatwo się nie zgodzi, aby mi je oddać.
- A mogę zapytać po co ci ono?
- Potrzebne, aby zdemaskować pewną grupkę osób, którzy… - nie wiem co się ze mną stało, ale nie mogło mi to przejść przez gardło.
- Którzy handlują narkotykami i robią krzywdę innym ludziom. - dokończył za mnie Liam. Podziękowałam mu chwytając go za dłoń i lekko ściskając.
- Co? Jak to? Maggie skąd ty znasz takich ludzi? - zapytała mama przerażonym i spanikowanym głosem.
- Nieważne mamo i nie miałam nic z nimi wspólnego, po prostu chcę pomóc koledze i tyle. - wyjaśniłam pokrótce przestępując z nogi na nogę czekając, aż tata w końcu wstanie z kanapy i da mi to nagranie.
- Pomóc? Na pewno? Żeby potem nie było, że masz jakieś problemy.
- Pani Malik, proszę nam zaufać, wiemy co robimy. - zapewnił ją Liam, a mama tylko kiwnęła głową.
Zawsze wiedziałam, że moja rodzicielka i Liam potrafią się dogadać, ale nie sadziłam że mama będzie potrafiła bardziej zaufać jemu, niż własnemu dziecku. Ale w tamtym momencie to nie było ważne.
- Dobra, chodźcie. - nakazał tata kierując się w stronę swojego gabinetu. Wyjął spod biurka dziwny klucz, a potem odsunął nieco kanapę i dywan, pod którym znajdował się schowek. Taka mała metalowa skrzynka, w której była kamera i kilka kopii, tego całego nieszczęsnego nagrania.
- Mam nadzieję, że wiecie co robicie. Tylko jak coś pójdzie nie tak, żebyście potem nie płakali. - oznajmił tata wręczając mi całą tą skrzynkę.
- Mogę pana zapewnić, że wszystko będzie dobrze. - Liam podał memu ojcu swoją dłoń, którą mój tata uścisnął. Wiedziałam, że tata mu ufał i wiedział że przy Liamie nic mi się nie stanie i wszystko będzie tak jak być powinno.
- Trzymam cię za słowo. - odpowiedział mu mój tata, a ja schowałam wszystko do torebki i ciągnąc Liama do drzwi, opuściliśmy dom.
Na podjeździe spotkaliśmy Zayna. Bałam się powiedzieć mu co zamierzamy zrobić, ale musiałam bo sprawa dotyczyła także i jego.
- Zayn musisz z nami jechać. - oznajmiłam łapiąc brata za rękę i ciągnąc w stronę auta Liama.
- Co? Gdzie niby? - dopytywał idąc za mną posłusznie.
- Na policję. - wyjaśniłam, a brat przystanął w miejscu.
- Co ty gadasz? Po co na policję? - zirytował się, a jego brwi złączyły się w jedną.
Popatrzyłam na Liama chcąc, aby go przekonał. Błagałam go wzrokiem, aby zrobił cokolwiek, ale pokręcił głową. Na szczęście za sekundę przemówił.
- Pokaż mu list.
- Jaki kurwa list? Maggie ja jestem zmęczony, chcę iść do domu. Nie śpię od szóstej, daj mi żyć. - mówił, ale ja miałam to gdzieś, jedyne co liczyło się dla mnie w tamtym momencie to to, aby brat w końcu mi uwierzył i zgodził się z nami pojechać na posterunek policji.
- Masz – wręczyłam mu skrawek papieru. - wsiadaj i czytaj, a my jedziemy. - zakomunikowam wpychac go do środka auta na siłę. Wiedziałam, że gdy przeczyta ten list i ostatnią prośbę Louisa zrozumie, że to ważne i musimy tak właśnie zrobić.
Piętnaście minut później wchodziliśmy na posterunek policji. Oczywiście, jak na standardowe procedury przystało zostaliśmy przeszukani czy przypadkiem nie mamy jakichś broni, rzeczy łatwopalnych, albo co gorsza i jak to stwierdził Liam – bomb.
Standardowa procedura, wyjaśnił nam jeden z funkcjonariuszy.
- Zapraszam tutaj. - starszy policjant wskazał nam biały pokój z biurkiem i kilkoma szafkami pod ścianą. We trójkę usiedliśmy na krzesłach, ja pomiędzy chłopakami. Liam złapał mnie za dłoń pod stołem, chcąc dać nieco więcej odwagi, ale też zapewnić że jest obok mnie i wspiera mnie całym sobą. Zayn zauważył to i odchrząknął tylko znacząco, a ja walnęłam go w kolano, gdy śmiał się ze mnie.
- Więc co was do nas sprowadza? - zapytał policjant otwierając jakieś akta i po chwili skupiając całą swoją uwagę na naszej trójce.
- Mamy to, jeśli pan to oglądnie to dowie się pan wszystkiego. - wyjaśniłam podając mu skrzyneczkę taty i otwierając ją przed nim.
Mężczyzna był zaskoczony moją przemową, zastanawiałam się czy czegoś nie przekręciłam bo przecież mógł mnie źle zrozumieć. Ale, gdy otworzył wieczko i wyjął kamerę oraz płyty wiedziałam że jesteśmy na dobrej drodze. Gdy włożył płytę do komputera, moje serce zaczęło szybciej bić z nerwów. Byłam przekonana, że dobrze nam pójdzie, że policjant postanowi aresztować przestępców. Oglądał po kilka razy to nagranie, wciąż od początku i od początku. Ale gdy przemówił zrozumiałam, że jesteśmy tutaj we właściwym miejscu i we właściwym czasie.
- Znacie ich? - zapytał wskazując na ekran.
- Ja ich znam. - odpowiedział Zayn automatycznie, nawet nie dając mi dojść do słowa.
- Na pewno? - dopytywał policjant, a Zayn pokiwał głową potwierdzając swoje wcześniejsze słowa.
- Jestem na tym nagraniu. - dodał po chwili, a policjant wrócił znów całe nagranie od początku i zaprosił Zayna obok siebie, aby ten wskazał mu siebie.
Brat pokazał swoją postać, a policjant zadzwonił po kogoś innego. Wtedy zabrali Zayna do innego pomieszczenia, jak się później dowiedzieliśmy na przesłuchanie.
- Dobrze, więc poproszę was abyście wyszli i poczekali na zewnątrz. - oznajmił policjant wstając zza biurka i pokazując nam drzwi. Popatrzyłam na Liama, a on na mnie. Byłam zaskoczona, nie przesłuchają nas? Dlaczego?
- Ale mamy coś jeszcze. - odezwał się Liam patrząc na mnie.
- Co? - zapytałam marszcząc brwi nie wiedząc co chłopak ma na myśli. Domyślałam się tylko, że to coś ważnego.
- Adres na kartce? - Liam wydawał się być bardziej przejęty tym całym zajściem niż ja sama.
- Ach tak! Zapomniałam! - klepnęłam się w czoło i wyjęłam z kieszeni spodni małą karteczkę z adresem.
- To jest ich siedziba. - oznajmiłam wręczając policjantowi skrawek papieru.
- Jesteś pewna? - zapytał mnie zabierając kartkę z moich rak.
- Tak.
- Skąd to wiesz?
- Od pewnej osoby.
- Jak się nazywa?
- On nie żyje, ale zostawił mi list, w którym zapewnił są to ci ludzie. - wyjaśniłam patrząc wprost w oczy tego wysokiego policjanta.
- Mogę zobaczyć ten list? - zapytał po chwili. Wiedziałam, że o to zapyta. Nie chciałam mu go pokazywać, bo za dużo było w nim osobistych przeżyć i moich i Louisa, ale wiedziałam że skoro ma to pomóc w schwytaniu pewnych złych osób podałam mu go. Zrobił tylko kopię, po czym oryginał mi oddał. Przynajmniej tyle, pomyślałam.
Zayna przesłuchiwali w osobnym pomieszczeniu mnie i Liama także. Postanowili jednak to zrobić, ponieważ jak stwierdzili oboje mogliśmy coś wiedzieć na ten temat.
Powiedziałam im wszystko to co wiedziałam, a że nie było tego dużo to nie trwało to zbyt długo. Liam też nie za dużo wiedział, więc z nim także poszło szybko. Tylko Zayna przepytywali ze trzy godziny, a gdy w końcu wyszedł z budynku policji odetchnął z ulgą. Siedzieliśmy akurat z Liamem na trawniku przed komisariatem, z pustymi już kubkami po kawie czekaliśmy na brata.
- I jak? - od razu, gdy tylko go zauważyłam wstałam i pobiegłam do niego.
- Wszystko dobrze, na szczęście nie oskarżyli mnie o nic. Powiedziałem im, że to oni mnie zmuszali i szantażowali, więc mi się upiekło a oni będą mieć przekichane. Na szantaż jest paragraf, więc dostaną pewnie jakąś karę, albo odsiedzą swoje w więzieniu. - Zayn uśmiechnął się, a ja przytuliłam się do niego tak mocno jak tylko potrafiłam. Cieszyłam się, że ta sprawa została już wyjaśniona, a mojemu bratu nic nie grozi.
- Myślę, że trzeba to uczcić. - oznajmił Liam, a my przytaknęliśmy. Zayn zadzwonił po Ruby, a ja po Chloe i Kate. Taki początek wakacji bardzo mi się podobał, a także wiedziałam że nic złego nam już nie grozi ani ze strony Louisa, ani innych osób z jego paczki. Byliśmy bezpieczni i spokojni o naszą przyszłość. I tak powinno być już zawsze.

______________________

Cześć!
Był to ostatni rozdział tego opowiadania. Został mi jeszcze do napisania epilog i będę kończyć swoje trzecie opowiadanie. Nie mogę w to uwierzyć, to jest tak jakbym przeżyła trzy historie w ciągu dwóch lat. Nie umiem opisać tego co aktualnie czuję, bo jestem w lekkim szoku i nie mogę. pozbierać myśli.
Napiszę więcej za kilka dni pod epilogiem. Na razie tylko wspomnę tyle, że to nie koniec mojej przygody z pisaniem. Mam jeszcze jedno opowiadanie, które porzuciłam kilka miesięcy temu. Pamiętacie Inną? Na pewno tak! Za niedługo poznacie od nowa tę historię, trochę zmienioną, ale nie za dużo.
Jeszcze na koniec krótkie pytanie. Co powiecie na twitcam ze mną dziś wieczorem, albo jutro? Proszę dajcie mi znać, bo bardzo chciałabym go zorganizować, a skoro mam czas i ochotę to dlaczego nie? Możecie pisać tutaj, albo na asku <klik> gdzie Wam będzie wygodniej. A ja dam znać w nowym wpisie co i jak ustaliłam.
Buziaki!

piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 24

BARDZO WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM.
PRZECZYTAJ.




Tydzień później


Siedząc na kanapie w salonie naszła mnie pewna myśl, dotycząca mojego życia.
Po pierwsze, pozbyłam się natrętnego i wrednego chłopaka, który tylko uprzykrzał mi życie. Louis może i nie był złym człowiekiem, to po prostu inni ludzie tak na niego wpływali, a on starał się być identyczny.
Tak to już na tym popapranym świecie bywa, że jeśli chcesz mieć znajomych musisz się do nich upodobnić, inaczej nic z tego.
Tak samo było między mną, a Liamem. Tylko u nas dojrzewało to z wiekiem, bo w końcu znaliśmy się od piaskownicy. Ja byłam bardziej szalona, a on taki ułożony i ze swoimi zasadami, których przestrzegał każdego dnia.
Czasami zastanawiałam się czy jemu to się za bardzo nie nudzi, ale gdy go bliżej poznałam, zrozumiałam że on już tak ma.
Na przykład niektórzy lubią czekoladę z orzechami, inni mleczną. Niektórzy lubią kolor czarny, inni niebieski. Tacy już są ludzie, pewnych rzeczy można się nauczyć, inne przychodzą do nas z czasem.
Na przykład tak jak to, że Liam to jedna z najważniejszych osób w moim życiu. Zawsze był dla mnie dobry i pomocny, a ja tego nie widziałam. Byłam zapatrzona w tego kretyna Louisa, do tego stopnia że wierzyłam mu w każde słowo, które do mnie mówił. Nie wiem co ja w ogóle w nim widziałam, z resztą było minęło.
- Maggie, a ty w domu siedzisz? - zapytał Zayn wchodząc do salonu z kubkiem herbaty i książką pod pachą.
- Jakoś tak wyszło. Nie mam ochoty nigdzie wychodzić. - odpowiedziałam wzruszając ramionami i podążając wzrokiem za chłopakiem. Usiadł na fotelu obok kanapy, po czym położył książkę oraz kubek na stoliku obok i spojrzał na mnie.
- Idź się spotkaj z dziewczynami. - zaproponował chwytając książkę w dłoń, gdy już wygodnie usiadł w fotelu.
- Obie pojechały z chłopakami gdzieś i nie ma ich przez kilka najbliższych dni w Londynie. - wyjaśniłam ze smutkiem.
- To idź pobiegaj.
- Widzę, że chcesz mi na siłę znaleźć jakieś zajęcie. Nie mam ochoty nigdzie iść, chcę zostać w domu i się ponudzić. - powiedziałam przykrywając się kocem i pogłaśniając telewizor. Byłam tego zdania, że jeśli nie masz na coś ochoty to po prostu tego nie rób, a nie zmuszaj się do robienia tego, bo to nie ma najmniejszego sensu.
- Nie po prostu się o ciebie martwię głupku. Zawsze gdzieś chodziłaś, bawiłaś się a teraz siedzisz na tyłku w domu, do tego smutna. Dlaczego? To przez niego? - dopytywał z przesadną troską w głosie.
- Co? Nie, to nie przez niego - zaprotestowałam. - Martwię się trochę o Liama. Chciałabym pójść do niego i pogadać, ale boję się że mnie wyrzuci.
Proszę bardzo wypowiedziałam swoje obawy na głos.
- Liam? Przecież to najbardziej ugodowy chłopak jakiego znam. - Zayn zmarszczył brwi nie rozumiejąc mnie w tamtym momencie. Wiedziałam, że to głupio zabrzmiało.
- Zayn, ale on powiedział że mnie kocha. - to chyba nie był najlepszy moment na wyznawanie takich rzeczy, gdy brat coś pił, ponieważ opluł się, a resztka herbaty spłynęła po jego brodzie wprost na koszulkę.
- Że jak?! - nie mógł chyba w to uwierzyć, ponieważ naprawdę wyglądał na zaskoczonego.
Wzruszyłam tylko ramionami, co innego mogłam zrobić?
- Maggie, przecież to świetnie. Ty też go kochasz, to w czym problem? - zapytał wycierając kątem koszulki swoją brodę.
- Skąd wiesz, że go kocham? - na moje policzki wypłynął rumieniec, dzięki czemu czułam że płonę.
- Moja kochana Maggie, pozwól że coś ci wyjaśnię - zaczął Zayn. - Miłość, fuj co ja gadam, prawdziwą miłość pomiędzy dwojgiem ludzi widać nawet z kilometra. I pomiędzy wami to istnieje, jestem pewien że jakbyś z nim porozmawiała, to spokojnie doszlibyście do jakiegoś porozumienia i kto wie może moglibyście razem spróbować? - wzruszając ramionami uśmiechnął się do mnie szeroko. Wiedziałam, że Zayn miał rację ale jakoś nie mogłam sobie wyobrazić tego, że rozmawiam z Liamem sam na sam i wyznaję mu swoje uczucia. Jakoś trudno było mi to sobie uzmysłowić, że tak mogłabym zrobić.
- Ale on już kogoś ma. - powiedziałam cicho pod nosem.
- Co? Jak to?
- Widziałam go kiedyś z taką młodą blondynką, szli objęci przez podjazd do domu. - wyjaśniłam pokrótce. Nie widziałam sensu, aby opowiadać Zaynowi o tym co robiłam przed tym, gdy zobaczyłam Liama, czyli o mojej wycieczce z Louisem do jego dziadków.
- Z blondynką? - widziałam jak Zayn się zamyślił. - Z Ashley? - zapytał mnie, a ja wzruszyłam tylko ramionami. Przecież nie miałam pojęcia jak ona ma na imię, bo niby skąd?
- Nie znam jej imienia Zayn.
- To na pewno była Ash, bo kiedyś widziałem ją jak wysiadała z auta Liama. - powiedział kiwając głową. Był taki pewny siebie, że już na samym początku uwierzyłam iż mówił prawdę.
- Dobra no i co z tego? Nie mogę iść teraz ot tak do niego i wyjawić mu moich uczuć. To nie wchodzi w grę, gdy on z kimś jest.
- Maggie, Ashley to jego kuzynka. - zaśmiał się brat, a ja otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Nie mogłam w ogóle uwierzyć w to, co on do mnie mówił. Czyżby Liam nie miał nikogo? Czyżby był samotny, tak jak ja?
- Jak to kuzynka? Nie wiedziałam, że Liam ma kuzynki. - zwróciłam się do brata. Liam nigdy mi nie opowiadał, że utrzymuje kontakt ze swoim kuzynostwem. Mówił, że jego rodzice nie za bardzo się lubią z ich rodziną, dlatego nie mają kontaktu. W sumie nie dziwię, bo jeżeli pani Payne jest dla wszystkim taka sama jak dla mnie, to ja naprawdę nie mam pytań.
- Ciekawe dlaczego nagle tak sobie przypomniał o ich istnieniu. - zapytałam samą siebie.
- Może chciał w kimś wzbudzić zazdrość? I wiedział, że ta osoba nie zna nikogo z jego rodziny, więc idealny pomysł. - zauważył Zayn puszczając mi oczko.
Wiedziałam, że to mnie ma na myśli. Ale żeby Liam musiał się do takich kroków posuwać, aby sprawić żebym go zauważyła na nowo to naprawdę się postarał.
- Muszę z nim pogadać. - powiedziałam wyswobadzając się z koca. Wstając z kanapy prawie, że złamałam sobie nogę, ale o nie było ważne w tamtym momencie. Najważniejsze było to, aby znaleźć Liama i po prostu z nim pogadać, jak człowiek z człowiekiem.
- I to mi się podoba Mag. - zakomunikował Zayn puszczając mi oczko. Walnęłam go tylko w ramię i zwiałam do pokoju, aby się ogarnąć. Nie mogłam przecież pokazać się Liamowi w takim stanie: z potarganymi włosami, w za dużym i dodatkowo poplamionym T-shircie i krótkich spodniach. Zayn krzyknął coś za mną, gdy biegłam na górę do pokoju, ale nie usłyszałam już co.
Szybko się przebrałam w dżinsy i jakąś białą koszulkę, po czym zbiegałam schodami w dół. Moim celem było znalezienie Liama i powiedzenie mu całej prawdy, a także poproszenie o jeszcze jedną szansę. Wiedziałam i zdawałam sobie sprawę, że mogę jej nie dostać ale zawsze była jeszcze nadzieja, że może chłopak mi przebaczy, a o wszystkim zapomni.
- Trzymam kciuki! - krzyk Zayna dobiegający z salonu doleciał do moich uszu, gdy tylko przekroczyłam próg drzwi.
Byłam dobrej myśli, ale także chciałam, aby wszystko się ułożyło. Chciałam znów mieć swojego przyjaciela blisko siebie i wiedzieć, że zawsze mogę na niego liczyć. Chciałabym, aby to wszystko się udało.
Przebiegłam przez trawnik między naszymi podjazdami i pewnym krokiem oraz z uniesioną głową szłam pod drzwi domu Liama. Jego samochód stał w garażu, więc wiedziałam że jest w domu. Tylko teraz nasuwa się pytanie: czy będzie chciał ze mną rozmawiać?
Zadzwoniłam dwa razy dzwonkiem do drzwi i wykręcając sobie palce w różne strony czekałam na jakiś znak. Przez szkło w drzwiach dostrzegłam zbliżającą się postać. Przełknęłam głośno ślinę domyślając się, że mogłaby to być jego mama, ale gdy tylko drzwi się uchyliły a ja zobaczyłam jego kuzynkę, odetchnęłam z ulgą.
- Cześć. - przywitała się ze mną szczerząc swoje zęby w uśmiechu.
- Cześć. Jest Liam? - zapytałam stając nieco na palcach, aby móc dojrzeć wnętrze domu.
- Liama nie ma, ale powinien być lada chwila. Poszedł pobiegać, wiesz jak to lubi. - blondynka przewróciła oczami, a ja zaśmiałam się cicho. Oczywiście, że wiedziałam. To jedna rzecz, którą oboje tak bardzo kochamy.
- Wejdziesz? Poczekasz z nami na niego. - zaproponowała.
- Z wami? - dopytywałam. Czy ktoś u nich w domu jeszcze był? Może jakaś inna kuzynka? Albo co gorsza… jego mama.
- Z Lily. - wyjaśniła, a mi nic nie mówiło to imię, ale musiałam zaryzykować więc weszłam za dziewczyną do środka.
- Och zapomniałam się przedstawić. Jestem Ashley, kuzynka Liama. - przedstawiła mi się podając swoją chudą dłoń.
- Ty to pewnie Maggie. Liam naprawdę dużo o tobie opowiadał w samych superlatywach rzecz jasna. - zaśmiała się, a ja pokiwałam jej głową.
- Przedstawiam ci Lily. - zwróciła się do mnie Ashley, a młoda brunetka z pofarbowanymi na niebiesko końcówkami swoich długich włosów wstała z kanapy. Zdjęła z nosa okulary, po czym podeszła do mnie wyciągając swoją dłoń w moją stronę.
- Cześć miło mi cię w końcu poznać. - zwróciła się do mnie i przyciągnęła mnie do siebie ściskając mocno.
- Was także miło poznać, ale jeśli przeszkadzam to mogę sobie pójść i przyjść kiedy indziej. - powiedziałam wskazując niepewnie palcem na kanapę, na której leżał koc i miska z popcornem.
- Nie, no coś ty nie przeszkadzasz. Siadaj, opowiadaj co u ciebie. - Ashley popchnęła mnie lekko na kanapę za sobą, po czym sama zajęła miejsce obok Lily, która objęła ją ramieniem i przyciągnęła bliżej siebie. Coś mi tutaj nie grało.
- Wszystko dobrze, na szczęście.
Nie miałam pojęcia co mam im odpowiedzieć. Nie czułam się komfortowo, gdy obie tak siedziały naprzeciwko mnie, tuląc się do siebie. Czy one były razem?
- O której wróci Liam? - zapytałam po chwili ciszy chcąc przerwać moje co rusz nowe napływające myśli do głowy, których panicznie się bałam.
- Zazwyczaj biega dwie godziny, czyli za niedługo powinien być w domu. - oznajmiła mi Ashley patrząc na zegarek na nadgarstku. Kiwnęłam głową rozumiejąc, po czym wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy.

I jak tam?

Głosił sms od Zayn, odpisałam że na razie czekam na Liama i nic się jeszcze nie wyjaśniło, pomijając to że Ashley ma dziewczynę.
Następny sms od Zayna mnie zaszokował.

Nie wiedziałaś o tym? Przecież to widać na kilometr, że kręcą ją laski.

Nosz kurde, skąd mogłam wiedzieć? Dziewczynę widziałam pierwszy i prawdopodobnie jedyny raz na oczy, a ten głupek się ze mnie jeszcze śmieje.
- Coś poważnego? - zapytała Lily, wyrywając mnie z zamyślenia. Uniosłam głowę w górę, a ona siedziała obok mnie, za blisko mnie. Odchrząknęłam zdenerwowana jej bliskością, po czym odpowiedziałam.
- Nie, tylko brat o coś pytał. - posłałam jej uśmiech chcąc zatuszować moje zdenerwowanie.
- Wyglądało to naprawdę na poważne, gdy czytałaś wiadomość.
- Nie, no coś ty. - wstałam z kanapy chowając telefon do kieszeni, zapytałam. - Mogę skorzystać z toalety?
- Jasne, śmiało. - odpowiedziała kiwając głową. Zauważyłam, że Ashley gdzieś zniknęła. A to dziwne, przecież jeszcze przed chwilą tutaj była.
Weszłam do łazienki, po czym zamykając za sobą drzwi oparłam się o nie plecami. Westchnęłam głęboko i powoli wypuściłam powietrze przez usta. Wiedziałam, że przyjście do tego domu może być bardziej niż ekscytujące, ale nie sądziłam że aż tak. Chciałabym rzec, że dobrze się tam czułam, ale wiedziałam że to nie prawda. Jeszcze brakowało do tego wszystkiego, czyli dwóch lesbijek, pani Payne, która nie cierpiała mnie odkąd tylko pamiętała. Zawsze sądziłam, że coś do mnie miała, tylko sama nie miałam pojęcia co to takiego było. Pretensje? Ale o co? Nigdy się z nią za dobrze nie dogadywałam. Pamiętałam jak byłam z Adamem. Wtedy ta kobieta dostawała szału, ponieważ miałam chłopaka. Ponieważ ktoś mnie kochał (przynajmniej ja tak wtedy myślałam), szanował i dbał o mnie. A z tego co wiem, z opowiadań mojej mamy, to każdy facet z którym ona była ją oszukiwał. Tylko nie wiedziałam, dlaczego to akurat na mnie się tak bardzo wyżywała i pokazywała mi to na każdym kroku. Jeszcze kilka lat wcześniej się tym przejmowała, byłam młoda i głupia i robiło mi się przykro, że ona tak się zachowuje wobec mnie. A dziś? Mam ją i jej pretensje czy obrazy gdzieś. Po prostu ta kobieta mogłaby dla mnie nie istnieć.
Gdy myłam ręce, usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Wiedziałam, że to Liam wrócił, bo gdy uchyliłam drzwi od łazienki usłyszałam jego głos. Momentalnie na moich ustach rozkwitł wielki uśmiech, po czym szybko wyszłam. Głosy doprowadziły mnie do kuchni. Zauważyłam Ashley i Lily siedzące przy dużej wysepce kuchennej obok siebie i uśmiechające się do mnie. Liam stał przed lodówką pochylony, chyba szukał czegoś zimnego do picia. Zapewne nawet nie wiedział, że ja jestem u niego w domu, z czego bardzo się cieszyłam, bo wiem że jakby się dowiedział to wyszedłby i wrócił dopiero gdy mnie by tu nie było.
- Ash, gdzie jest ml… - wychylając głowę w naszą stronę, nie dokończył zdania, bo zauważył mnie stojącą nieopodal niego. Jego twarz była mokra od potu, a koszulka całkiem przemoczona. Krótkie spodnie zwisały z jego bioder w tak apetyczny dla oczu widok, że miałam ochotę je z niego ściągnąć. Słuchawki od telefonu wisiały na jego klatce piersiowej, a gdy nasze oczy się spotkały, widziałam w nich połączenie zaskoczenia z zadowoleniem.
- Cześć. - przywitałam się z nim lekko uśmiechając.
- Hej. - odpowiedział patrząc w stronę dwóch dziewczyn, których już nie było w kuchni. Zrobiły to specjalnie, wiedziałam o tym.
- Możemy pogadać? - poprosiłam, a Liam nie zaprzeczył. Kiwnął tylko głową i wskazując dłonią drzwi od ogrodu przepuścił mnie w nich, a następnie usiedliśmy na huśtawce w rogu dużego ogrodu.
- Przepraszam. - oboje wypowiedzieliśmy to wiele znaczące słowo w tym samym momencie.
- Ty pierwszy. - powiedziałam.
- Nie, ty pierwsza. - zakomunikował.
- No dobrze – wzięłam głęboki oddech, a następnie zaczęłam mówić. - Przepraszam Liam za wszystko, za to że cię oszukałam i nie słuchałam, gdy chciałeś dla mnie dobrze. Byłam totalną kretynką nie widząc tego, że Louis to zły człowiek. Przestrzegałeś mnie przed nim, a ja nie słuchałam. Byłam tak w niego zapatrzona, że zrobiłabym wszystko dla niego dosłownie wszystko. Proszę cię wybacz mi i zapomnijmy o tym całym popapranym okresie.
łzy pojawiły się w moich oczach, gdy mówiłam te słowa. Płynęły one z głębi mojego serca, choć tak naprawdę z jeszcze głębszej jego części. Chciałam, aby Liam wiedział iż naprawdę mi przykro z tego powodu i po prostu zapomniał o tym wszystkim i abyśmy mogli być nadal przyjaciółmi.
- Maggie posłuchaj mnie - zaczął łapiąc moje dłonie w swoje i splatając nasze place ze sobą. Taki drobny gest, a tyle dla mnie znaczył.
- Zawsze miałaś tendencje do pakowania się w kłopoty, to Adam, potem Louis. Nie mogłem tak na to patrzeć, ale i tak wiedziałem że do niczego cię nie przekonam, bo jesteś uparta jak osioł. Dlatego usunąłem się na jakiś czas, bo chciałem abyś zrozumiała jakie ciągle popełniasz błędy i jakie one mają później skutki. I jak widzę cię dziś taką, to stwierdzam śmiało, że chyba zrozumiałaś co robiłaś źle, a także nauczyłaś się że takich głupich błędów już nigdy więcej nie popełnisz. - jego uśmiech spowodował, że moje serce zabiło jeszcze szybciej. By tak zniewalająco piękny. Dlaczego ja wcześniej tego nie zauważałam?
- Zrozumiałam swoje błędy Liam i teraz wiem, że to tylko prawdziwych przyjaciół powinnam się trzymać i im ufać. A Louis to była jedna wielka pomyłka, sama nie wiem dlaczego mu uległam. Urok osobisty? Wdzięk? Głupia byłam spotykając się z nim, ale już to zrozumiałam i już nigdy więcej nie zwiąże się z takim kretynem. - podsumowałam.
Moje dłonie nadal były złączone z ciepłymi dłońmi Liama. Cieszyłam się, bo to dodawało mi otuchy i jednocześnie uspokajało.
- Omamił cię i spowodował, że widziałaś tylko jego i nikogo poza nim. Byłaś w pułapce, byłaś jego ofiarą. - powiedział, a między nami zapadła cisza. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Spojrzałam tylko w niebo, jasne chmury formowały na niebie piękne kształty, a ja nie mogłam się na nie napatrzeć.
- Chciałem wielokrotnie do ciebie przyjść i porozmawiać, ale za każdym razem brakowało mi odwagi. Miałem ci tyle do powiedzenia, tak dużo chciałem wyjaśnić. Miałem wszystko ułożone w głowie, każde zdanie było przemyślane. Ale gdy tylko przed moimi oczami ukazywała się twoja twarz, to wiedziałem że nie potrafię, a stres mnie zjadał. Byłem jak mały chłopczyk, który wstydził się obcych. Wiedziałem, że prędzej czy później musimy pogadać. Dlatego dziś specjalnie poszedłem pobiegać, aby to wszystko przemyśleć i potem miałem do ciebie wstąpić. Ale to ty wykonałaś pierwszy ruch, to ty przyszłaś do mnie, za co jestem ci ogromnie wdzięczny, bo wiem że nie zdecydowałbym się na pierwszy tak poważny ruch i nie powiedział ci czegoś ważnego.
Jego słowa uderzyły w moje serce tak mocno, że na pewien moment zapomniałam jak się oddycha. Wiedziałam, że Liam nie jest typem człowieka, który się obraża o byle co i zarazem nie odzywa się do ciebie przez kilka tygodni. Wiedziałam, że prędzej czy później będziemy musieli pogadać, ale nie sądziłam że będę na tyle odważna abym to ja wykonała pierwszy ruch. Po prostu zawsze twierdziłam, że to od nich zależy, że to faceci powinni go wykonać.
- Czego ważnego Liam? - dopytywałam patrząc mu prosto w oczy.
- Tego, że cię…
- Że mnie co? - zapytałam. Liam wstał gwałtownie z huśtawki, która rozbujała się w szybkim tempie. Zrobił kilka kroków i stanął na środku ogrodu łapiąc się za włosy na głowie. Światło bijące od słońca idealnie oświetlało jego sylwetkę. Jego bicepsy, szerokie ramiona i plecy. To wszystko było takie niewyobrażalnie niesamowite, że zastanawiałam się czy ja przypadkiem nie śnię.
Podeszłam do niego niepewnie. Stanęłam przed nim i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Zauważyłam, że oczy Liama są mokre od łez. Chłopak płakał, tylko nie wiedziałam czy przez mnie, czy przez siebie.
- Nie płacz. - powiedziałam kładąc dłoń na jego policzku. Otarłam kciukiem spływającą samotnie łzę, po czym dotknęłam jego miękkich warg. Spojrzał na mnie smutnymi oczami, a ja szepnęłam:
- Kocham cię.
Po czym złączyłam nasze usta razem. Nie opierał się, poddał się temu pocałunkowi, a ja nie mogłam uwierzyć, że właśnie całuję się z własnym przyjacielem do którego coś czułam. To było niesamowite. Liam przyciągnął mnie bliżej siebie, trzymał mnie opiekuńczo w swoich ramionach, czułam się przy nim bezpieczna i nie ze względu na to, że tak blisko siebie mnie trzymał. Po prostu czułam się przy nim dobrze, nawet bardzo dobrze i wiedziałam że nic złego przy nim nie może mi się stać.
- Ja też cię kocham Maggie. - szepnął, gdy oderwaliśmy się od siebie, ale nadal nasze usta były blisko siebie. Popatrzyłam w jego oczy, które obserwowały mnie cały czas. Wiedziałam, że to prawda. Ze to krótkie, a zarazem dużo znaczące wyznanie jest prawdą, a ja jestem w końcu przez kogoś wspaniałego kochana i wiedziałam, że to nie zakończy się tak jak moje dwa poprzednie związki, czyli katastrofą i chęcią zrobieni sobie czegoś złego. Liam był inny, on od zawsze się o mnie troszczył i sprawiał, że byłam dla niego najważniejsza, a zarazem traktował mnie jak księżniczkę. Nie zauważałam tego do tej pory, dopóki nie wyznał mi co do mnie czuje kilka tygodni wcześniej. Teraz wszystko układało się w jedną całość, a ja byłam szczęśliwa wiedząc że w końcu znalazłam kogoś dla kogo jestem najważniejsza.
- Nie mogę w to uwierzyć Liam. Ja kocham ciebie, ty kochasz mnie. Czy to nie jest szaleństwo? - zapytałam śmiejąc się głośno.
- Nie, to miłość czyni z nas szaleńców Mag. Kocham cię, zawsze cię kochałem, nawet gdy byliśmy małymi gówniarzami. Odkąd pamiętam zawsze chciałem, abyś to ty była moją dziewczyną i abyś to ty sprawiała że będę szczęśliwy. A teraz mam to wszystko w jednej osobie, to ty sprawiasz że się uśmiecham to ty sprawiasz, że mam ochotę żyć, to ty sprawiasz że jestem dobry dla innych. To ty i tylko ty Mag. Kocham cię, kocham cię, kocham cie! - krzyczał ze szczęścia, a ja znów go pocałowałam. Jego usta były takie miękkie. Innym uczuciem było całować kogoś kto jest dla ciebie ważny, a całkiem inaczej całować kogoś z kim musiałaś być. Inaczej nie da się tego nazwać. Musiałam być z Louisem i Adamem, bo oni tego chcieli, ja nie miałam tutaj nic do powiedzenia, ani też nawet nie mogłam zaprotestować. I niestety, każdy z nas wie jak to się zakończyło, prawda? Oszustwem, kłamstwem i złym samopoczuciem. A z Liamem jest i będzie inaczej, ja to wiem, on to wie i wszyscy to wiedzą. To on jest moim przeznaczeniem, to on jest moim małym światełkiem na niebie i to on mnie naprawdę kocha. To on był zawsze przy mnie, gdy miałam kłopoty. To on mnie ratował, to on mi pomagał, a ja tego nie widziałam, nie zauważałam jak bardzo się dla mnie poświęcał i jaki dobry dla mnie był.
Teraz to widzę, wiem że z nim mi będzie dobrze, że Liam się mną zaopiekuje i sprawi, że wszystko będzie wyglądać inaczej, a ja w końcu będę mogła rzecz: jestem szczęśliwa.
- Przestań głupku, cały świat nie musi o tym wiedzieć. - zaczęłam się śmiać z jego wybryków. Pochylił się nade mną i cmoknął mnie w usta. I wtedy nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki i brawa dochodzące z góry. Oboje szybko podnieśliśmy głowy do góry i wtedy dostrzegliśmy Ashley i Lily stojące na balkonie i wiwatujące. Schowałam twarz w miejscu między szyją, a barkiem Liama zapewne czerwona ze wstydu. Miałam tylko nadzieję, że nie widziały i nie słyszały wszystkiego co tutaj się przed chwilą wydarzyło.
- W końcu Li! - krzyknęła Ashley.
Liam zaśmiał się i chwytając mnie za rękę pociągnął w stronę domu.
Zostałam u niego na noc. Wspominaliśmy stare dobre czasy, jak to byliśmy jeszcze dziećmi, jak próbowaliśmy zbudować zamek na plaży, gdy byliśmy razem na wakacjach, jak nasi ojcowie zbudowali nam domek na drzewie, i który do tej pory tam jest, tylko my jesteśmy za duzi aby tam wejść. Wspominaliśmy jeszcze nasze pierwsze sekretne pocałunki, kłótnie i rozmowy do rana. Mogę śmiało rzec, że miałam najlepsze dzieciństwo i nie zmieniłabym go na nic innego. Gdybym miała jeszcze raz je przeżyć, to nie zmieniłabym w nim żadnego momentu.
- Jestem szczęśliwy. - szepnął mi Liam do ucha, gdy prawie zasypiałam. Trzymał mnie w swoich ramionach, tulił do siebie jakby bał się że mu gdzieś ucieknę, albo co gorsza nagle zniknę. Ale ja nie chciałam nigdzie znikać. Chciałam już zawsze być przy nim i się nim opiekować oraz o niego dbać, tak jak on to zawsze robił ze mną. Wiedziałam, że mogę się mu oddać w całości i wiedziałam że on odda się mnie.
- Kocham cię. - szepnęłam, po czym odleciałam w niespokojny sen, śniąc na przemian o chłopaku z brązowymi i niebieskimi oczami.
Na drugi dzień obudziłam się sama w dużym łóżku Liama. Już od dawna tak dobrze nie spałam i nie miałam żadnego koszmaru. Rozciągnęłam się i rozglądnęłam po pokoju chłopaka. Nie był duży, ale dla niego w sam raz. Biała szafa z dużym lustrem stała naprzeciwko łóżka, na którym aktualnie leżałam. Po mojej prawej stronie stało biurko, obok niego krzesło i sportowa torba. Po lewej było duże, podwójne okno i jasne zasłony, przez które do pokoju wpadała smuga jasnego światła. Ściany były białe.
Usiadłam na łóżku i popatrzyłam w lustro. Nie wyglądałam, aż tak źle. Miałam uśmiech na twarzy, spowodowany Liamem i wczorajszym wspaniałym w skutkach dniem. Cieszyłam się, że w końcu oboje to z siebie wyrzuciliśmy, ale także że to wszystko tak właśnie się potoczyło. Liam to naprawdę dobry chłopak, a ja wiem że będzie mi z nim dobrze i na pewno się nie rozczaruję, ani nie będę żałować decyzji którą wczoraj podjęłam.
Zakładając na siebie szarą bluzę chłopaka, która pachniała nim samym i jego perfumami, zeszłam na dół.
W kuchni siedzieli Liam, Ashley z Lily i…
- Zayn? - zapytałam widząc swojego brata ubranego całego na czarno. Coś mi podpowiadało, że coś musiało się stać. Zazwyczaj Zayn witając się ze mną, albo sobie z czegoś zażartował, albo uśmiechnął się do mnie. A wtedy nic, nawet minimalnego uśmiechu mi nie posłał.
- Co się stało? - zapytałam podchodząc do Liama. Chłopak objął mnie od tyłu swoimi ramionami i mocno przycisnął do swojej klatki piersiowej. Coś czułam, iż coś złego się stało, ale żadne z tej czwórki nie chciało mi nic powiedzieć.
- Pytam do cholery co się stało? - już podniosłam głos, nie mogłam dłużej wytrzymać i w końcu wybuchłam.
- Maggie, proszę cię uspokój się. Tylko spokojnie, nie denerwuj się. - prosił Zayn, a ja miałam gdzieś jego prośby. Chciałam jak najszybciej wiedzieć co się stało i dlaczego każde z nich ma taką minę, jakby ktoś umarł.
- Chodzi o Louisa. - zaczął mówić Zayn.
- Louisa? A co on mnie obchodzi? - zapytałam zdenerwowana, że w ogóle Zayn śmiał wymawiać przy mnie jego imię.
- Chodzi o to, że on… że on… on…
- On co? No wyduś to z siebie Zayn.
- Nie żyje. - oświadczył, a ja czułam jak ziemia osuwa mi się spod nóg. Dlaczego?


________________________________________________

Witajcie kochani!
Przychodzę z nowym rozdziałem, który jest znacznie szybciej niż kilka ostatnich. Pragnę powiedzieć, że to był przedostatni (a może przed przedostatni) rozdział tego opowiadania. Będzie jeszcze jeden (albo dwa) i epilog. Wiem, że możecie być zaskoczeni tą wiadomością, ale uwierzcie mi ja także.
Jeżeli macie jakieś pytania, to zapraszam na aska, bądź twittera. Linki znajdziecie w zakładce kontakt po prawej stronie.
Miłego weekendu Wam życzę.

Buziaki!